Wednesday, October 24, 2007

Izraelu, daj się polubić



POLSKA NA GLOBALNEJ SZACHOWNICY

Rola Izraela w światowej polityce jest znacznie większa, niż wynikałoby to z wielkości tego kilkumilionowego kraju. Bliski Wschód przyciąga uwagę społeczności międzynarodowej od czasu II wojny światowej i powstania państwa Izrael. Nasilający się i słabnący, ale wciąż nierozwiązany konflikt bliskowschodni ma przełożenie na politykę w innych częściach świata, nieraz także na politykę wewnętrzną różnych państw. Na to nakładają się konteksty w postaci stosunku poszczególnych narodów z Żydami - i stosunku Żydów do tych narodów.

Również kontekst stosunków polsko-izraelskich jest skomplikowany. Jego elementem, o którym ostatnimi czasy mówi się może najwięcej, jest udział Polski w wojnie w Iraku. Pozostałe to cały bagaż zaszłości historycznych, oskarżeń o "polski antysemityzm" itp. Dziedzictwo to jest na tyle istotne, że wymaga poświęcenia mu nieco uwagi.
W czasach licznej obecności żydowskiej diaspory na ziemiach polskich, gdy stanowiła ona ok. 10 proc. ludności Polski, przy czym w niektórych miastach udział ludności żydowskiej przekraczał 50 proc. (były też tereny, gdzie Żydów prawie nie było, np. Poznań), konflikty te były naturalnym zjawiskiem. Ocenianie z dzisiejszego punktu widzenia takich zjawisk, jak np. getto ławkowe, jest anachronizmem, przede wszystkim jednak stosunki polsko-żydowskie, które miały miejsce wówczas i były wewnętrzną sprawą Polski, nie powinny w żaden sposób mieć wpływu na zupełnie inną kwestię - stosunki polsko-izraelskie dziś.
Odrębna kwestia, za to w sposób decydujący wpływająca na obraz Polski w oczach Izraelczyków, to postrzeganie Polski jako "cmentarza narodu żydowskiego". Polacy zwykle odpowiadają, że przecież to nie oni dokonali zagłady. Wręcz przeciwnie - sami będąc ofiarami ludobójstwa, starali się jak najbardziej pomóc żydowskim współobywatelom Rzeczypospolitej.
Dyskusja taka jest w pewnym sensie nieporozumieniem. Żydzi, naród, którego historia liczy ponad 35 wieków, nie stracili nagle pamięci o wydarzeniach sprzed kilkudziesięciu lat. Doskonale wiedzą, kto wymordował ich współplemieńców. Niemcy wypłaciły ocalonym z holokaustu i potomkom ofiar wielomiliardowe odszkodowania, niewspółmierne np. do jałmużny dla polskich robotników przymusowych. Ocaleńcy i ich rodziny dalej walczą o kolejne - np. o pokrycie kosztów opieki psychiatrycznej nad dziećmi ocalonych z zagłady.
Ale sprawcy to jedno. A cmentarz - drugie.
W religii żydowskiej cmentarz jest uznawany za miejsce nieczyste. To postrzeganie zakorzeniło się bardzo mocno w świadomości Żydów i cały problem z "polskimi obozami" itp. sloganami wynika z tego właśnie spojrzenia, przez nas niebranego pod uwagę, bo niewyobrażalnego, dla Żydów - niezauważalnego, bo oczywistego. W efekcie zagłady słowo "Polska" - "Polin" przestało oznaczać "tu odpoczniesz" i otrzymało znaczenie "tu spoczywasz".
Według opinii niektórych specjalistów, obozy zagłady Żydów ulokowano w Polsce celowo, aby osiągnąć taki efekt. Należy przy tym pamiętać, że władze III Rzeszy postanowiły przeprowadzić tzw. ostateczne rozwiązanie prawdopodobnie ok. 1941 r., a ostatecznie zatwierdziła konferencja w Wannsee w styczniu 1942 r., kiedy można było co najmniej rozważać ewentualność porażki Niemiec.

Przyczółek Zachodu
Dopiero zrozumienie tych zaszłości pozwala spojrzeć na stosunki polsko-izraelskie z właściwej perspektywy. Ze spraw aktualnych, jak wspomnieliśmy, na czoło wybija się sprawa Iraku. Rzeczywiście w pewnym sensie jest to przykład asymetrii wzajemnych stosunków, gdzie Polska jest dość mocno zaangażowana w obronę interesów Izraela. W obliczu ewentualnego zagrożenia atakiem rakietowym ze strony Iranu obecność amerykańskich wojsk w Iraku, czyli między Iranem a Izraelem, umożliwia wczesne wykrycie i strącenie tych pocisków, co oczywiście ma niebagatelne znaczenie dla bezpieczeństwa Izraela.
Dla Polski udział w wojnie w Iraku, niezależnie od tego, jak go oceniać, jest raczej wynikiem sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi, jednak fakt naszego uczestnictwa w "misji stabilizacyjnej" powinien być wykorzystywany jako argument wobec państwa żydowskiego, argument potwierdzający nasz przyjazny doń stosunek.
O ile militarne zaangażowanie w obronę państwa żydowskiego, i to już przy jedynie potencjalnym zagrożeniu atakiem irańskim, może być dyskusyjne, o tyle samo zapewnienie bezpieczeństwa Izraela leży w interesie Europy i całego świata zachodniego, w tym również Polski. Konflikt izraelsko-arabski różni się np. od konfliktu polsko-niemieckiego w czasie II wojny światowej, że nie można go oceniać w barwach czarno-białych, do tego istnieje wciąż silna pokusa w postaci relacji o izraelskich najazdach na arabskie (palestyńskie) miejscowości. To prawda, ale to tylko jedna strona medalu. Żydzi byli pozbawieni swego państwa przez blisko dwa tysiąclecia. Słusznie uznajemy utratę niepodległości Polski na okres niewiele ponad 100 lat za wielką niesprawiedliwość. O ileż bardziej sprawiedliwe jest dla Żydów odzyskanie państwowości po 1880 latach?
Jednak, jak wspomnieliśmy, chodzi również o interes Polski i całego Zachodu. Izrael - czy tego chcemy, czy nie - jest przyczółkiem zachodniej cywilizacji na Bliskim Wschodzie. Być może nie jest to stricte cywilizacja łacińska w rozumieniu proponowanym przez Feliksa Konecznego, ale niewątpliwie jest to wyspa Zachodu w arabskim, muzułmańskim (z wyjątkiem, częściowo, Libanu) morzu. Widać zasadnicze różnice w kulturze, przekładające się na oblicze cywilizacyjne danego obszaru, sposobie gospodarowania. Owszem, Izrael otrzymuje wsparcie z zagranicy. Jeśli byłaby to zasługa sponsorów z zagranicy, to Arabowie również otrzymują niemałe wsparcie.
Likwidacja tego przyczółka oznaczałaby wzmocnienie wojującego islamu, którego kolejnym celem jest nasz kontynent. W łonie islamu istnieje bardzo wiele środowisk, które nie mają w sensie politycznym powodu dążyć do walki z Izraelem, a jednak traktują ją jako element "dżihadu". Podobnie traktowana jest ekspansja na Europę.
Oczywiście ekspansja w obu wymienionych kierunkach ma swój aspekt religijny, ale rozgrywa się w dużej mierze na polu cywilizacji, przede wszystkim z powodu przełożenia, jakie islam ma na cywilizację tam, gdzie jest religią panującą. W niektórych krajach Europy obecność milionów imigrantów z krajów muzułmańskich okazuje się coraz większym zagrożeniem. Polska bezpośrednio nie jest jeszcze dotknięta tym problemem. Być może fakt, że inaczej niż w przypadku Wielkiej Brytanii zamachy na Polaków dokonywane są w Iraku, a nie w naszej Ojczyźnie, wynika właśnie z niewielkiej liczebności muzułmanów w Polsce (chodzi oczywiście o współczesnych imigrantów, nie odnosi się to do Polaków-muzułmanów pochodzenia głównie tatarskiego, których patriotyzmu nikt nie kwestionuje). Ale na zachodzie Europy zagrożenie wynikające ze zjawiska zwanego Eurabią zaczyna być coraz boleśniej odczuwalne. Jednak właśnie tam szczególnie przybierają również na sile głosy antyizraelskie. Nieprzychylne wypowiedzi kieruje pod adresem państwa żydowskiego zwłaszcza europejska lewica, która sympatyzuje z wszelkimi "pokrzywdzonymi", w tym i imigrantami spod znaku półksiężyca. Często przekłada się to na politykę tych krajów, która jest znacznie mniej proizraelska niż w przeszłości i niż obecna polityka polska.
Zagrożenie dżihadyzmem jest zupełnie nieporównywalne do zagrożenia w postaci rewindykacji nieruchomości, czym zajmuje się zresztą głównie diaspora. Przebudowa Europy w Eurabię oznacza zastąpienie jednej cywilizacji przez inną, obcą Europejczykom.
Dobre stosunki z Izraelem powinny też przekładać się na szereg wymiernych korzyści wynikających z bezpośredniej współpracy. Izrael odnosi sukcesy na wielu polach. Wystarczy wskazać dziedzinę wojskowości, gdzie państwo żydowskie, wydając porównywalne z Polską środki (w liczbach bezwzględnych - dla Izraela jest to kilkakrotnie więcej, jeśli chodzi o udział w PKB1), ma armię uznawaną za jedną z najlepszych na świecie.
Niezwykle istotna dla Polaków jest eliminacja postaw, które już w samym Izraelu zwane bywają "nienawiścią do Polski". Tak właśnie, zupełnie wprost, mówi o tym zjawisku dziennikarz Adam Primor, który swoją relację z pobytu w naszym kraju opublikowaną kilka miesięcy temu na łamach izraelskiego dziennika "Haarec" puentuje pytaniem: "Czy nadszedł czas, aby skończyć z nienawiścią do Polski?". Streszczenie tego artykułu ukazało się w Polsce w "Rzeczpospolitej".
Autor korespondencji wskazuje, że wśród Polaków przeważa życzliwy stosunek zarówno do Izraela, jak i do Żydów. Przytacza opinię pracujących tu izraelskich dyplomatów, według których jesteśmy "najbardziej proizraelskim krajem na kontynencie". Dziennikarz zderza tę rzeczywistość z żydowskimi stereotypami: "Polska jako kolebka antysemityzmu, kraj prześladowań i pogromów, naród morderców i kolaborantów, cmentarz narodu żydowskiego".
Miesiąc później na łamach tego samego "Haarec" do zmiany stosunku Żydów do Polski namawia Ted Taube, założyciel Fundacji Inicjatywy Żydowskiego Dziedzictwa w Polsce. Przypomina on incydenty, do jakich dochodzi w czasie wizyt izraelskiej młodzieży podczas tzw. marszów żywych. "Tego rodzaju zachowania - zarówno młodzieży, jak i przede wszystkim ich dorosłych opiekunów - nie można tolerować" - wskazuje Taube, który dodaje, że utrwalenie pozytywnych tendencji zależy w dużej mierze właśnie od strony izraelskiej.

Bezwład antypolonizmu
Dwie jaskółki jeszcze nie czynią wiosny, zaś dyplomacja państwa żydowskiego, choć określa nasz kraj jako "najbardziej proizraelski" w Europie, nadal wydaje się sama podążać szlakiem utartym przez antypolskie stereotypy. Niespełna dwa tygodnie po artykule Taubego ambasador Izraela w Polsce Dawid Peleg, nie przebierając w słowach, nie tylko oskarżył Ojca Dyrektora Radia Maryja o antysemityzm, ale także zażądał zarówno od rządu, jak i od Kościoła potępienia wypowiedzi, w której padły słowa o "lobby żydowskim". Ponieważ antysemityzm Żydzi uznają za "stadium przejściowe" do holokaustu, wyszło na to, że mówienie o lobby żydowskim pachnie komorą gazową. To tak, jakby mieszkańców Tajlandii czy Singapuru oskarżyć o zamiar powtórzenia masakry nankińskiej (wymordowanie 300 tysięcy Chińczyków przez wojska japońskie w grudniu 1937 r.), gdyby zaczęli się zastanawiać, czy w Tajlandii albo Singapurze istnieje lobby chińskie.
Oczywiście do tego incydentu z pewnością przyczyniły się niektóre środowiska w Polsce, które utartym schematem zainicjowały nagonkę pod hasłem "antysemityzm". Nieodpowiedzialne szafowanie tym hasłem rzeczywiście mogło sprowokować wśród Izraelczyków odruch "uwaga, będą bić naszych", jednak pan Peleg od tego jest dyplomatą, żeby zrozumieć, że oskarżenie jest gołosłowne, a mieszanie się jego (najważniejszego przedstawiciela Izraela w Polsce) w tutejszy wewnętrzny konflikt musi zaszkodzić ewentualnej poprawie wzajemnych relacji, na co właśnie ledwo zaczęły pojawiać się szanse. Z punktu widzenia tematu, jaki omawiamy, wspomniane zdarzenie dowodzi natomiast, że nadgorliwi tropiciele antysemityzmu wcale niekoniecznie przynoszą korzyść Izraelczykom.
Reasumując, obecne relacje z państwem żydowskim można określić mianem "dobrych" tylko z punktu widzenia dyplomaty rozumującego tak jak urzędnik broniący nietrafionej inwestycji argumentem "wszystko odbyło się zgodnie z prawem". Szkoda by było, gdyby taka sytuacja się utrwaliła, potencjalnie są szanse na rzeczywistą poprawę. Wymaga ona wiele wysiłków ze strony izraelskiej - w celu przełamania stereotypów, które potrafią determinować nawet kierunki dyplomacji, a także polskiej - by prowadzić politykę przyjaźni, a nie kapitulacji.
Czy nowa ekipa się na to zdobędzie?

Krzysztof Jasiński